wtorek, 9 sierpnia 2016

Rozdział 1

- proszę, jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz -

Nacisnęłam łokciem na klamkę i popchnęłam nogą drzwi. Kilkanaście książek, które trzymałam ułożone w dłoniach sprawiały mi niemały kłopot. Chwiejnym krokiem poszłam do salonu, przyciskając podbródek do ostatniej lektury, bojąc się, że mogły mi się wyślizgnąć. Miałam jedynie nadzieję, że uda mi się je donieść w tym stanie do stolika.
Kiedy schyliłam się, by je odłożyć, dwie górne książki wysunęły się i spadły obok moich butów. Podniosłam je oglądając, czy aby na pewno nic im się nie stało i odłożyłam na swoje miejsce.
- Prawdopodobnie w całym moim życiu nie przeczytałam choćby połowy tej ilości, - dobiegł mnie głos Isabelle. Obróciłam głowę w jej kierunku widząc, jak wpatrywała się we mnie z widocznym szokiem na twarzy. Przestała na moment kroić marchewkę i skanowała powieści, które wypożyczyłam z biblioteki.
Isabelle jest starsza ode mnie o trzy lata i dziewięć miesięcy (czyli tak naprawdę o cztery) i jest nieco wyższa ode mnie - zaledwie pięć centymetrów. Poza tym, całkowicie się różnimy zarówno pod względem wyglądu, jak i charakteru. Kiedyś, zanim jeszcze przefarbowała włosy na jasnoróżowy kolor, niektórzy członkowie rodziny twierdzili, zauważali jakieś tam podobieństwo, choć ja nigdy tego nie dostrzegłam. Od dziecka miałam lekko kręcone włosy, tworzące nieregularne fale, w przeciwieństwie do mojej siostry, która nic nie musiała robić ze swoimi, a i tak zawsze były idealnie gładkie i proste. Kiedy byłam młodsza, niesamowicie jej tego zazdrościłam, ale teraz dorosłam i nie sprawia mi to różnicy. Zdążyłam już przywyknąć do swoich delikatnych, ciemnobrązowych loków.
- Myślisz, że to wszystko? - parsknął tata, kiedy wszedł za mną do domu -  Też tak myślałem, dopóki nie zobaczyłem Lucasa wychodzącego tuż za Mayą. - zasapany wniósł resztę moich rzeczy. Przez stos książek, które zasłaniały mu twarz, nie był w stanie nic zobaczyć, dlatego pokierowałam nim i wskazałam gdzie ma je położyć.
Lucas był moim najlepszym i jedynym przyjacielem. Poznaliśmy się w pierwszej klasie podstawówki, kiedy przeprowadził się do Londynu wraz z rodzicami. Nasza wychowawczyni pozwoliła mu usiąść z kim tylko zechce. Bez wahania podszedł do mojej ławki, ignorując namowy innych dziewczynek. Zapytał czy nie mam nic przeciwko, by zajął miejsce po mojej prawej stronie. Oczywiście nie miałam. Od tamtej pory jesteśmy nierozłączni. Nawet teraz, gdy minęło tyle czasu, i oboje kończymy ostatnią klasę liceum.
Moi rodzice uwielbiają Luke'a i cieszą się, że mam u swego boku kogoś takiego. Ale to tylko jedna z przyczyn. Popierają naszą przyjaźń głównie dlatego, że uważają, że w razie niebezpieczeństw 'będzie bronić mnie męska ręka'.
Mój tata jest prokuratorem, jednym z najlepszych w mieście. Zna od groma przypadków, w których przez brak interwencji osób trzecich, dziewczyny w moim wieku zostały zgwałcone, lub co gorsza zamordowane.
Tata właśnie wracał z sądu, kiedy zadzwoniłam do niego, czy mógłby po mnie przyjechać. Z Lucasem nie byliśmy w stanie sami przetransportować tylu książek. Drugą sprawą było to, że w ciągu tych kilku godzin, które spędziliśmy w bibliotece, pogoda całkowicie się zepsuła. Z lekkich promieni słonecznych, przebijających się przez chmury, niebo nagle zrobiło się szare i niespodziewanie lunęło jak z cebra. Choć nie powinno być w tym nic dziwnego, bo w końcu jest połowa listopada, a my mieszkamy w Londynie.
- Zdejmij kurtkę i te przemoczone ubrania, skarbie. Zaraz będzie obiad. - ciepły głos mamy przebił się przez moje myśli. Tata zdążył już zrzucić z siebie płaszcz podczas gdy ja wciąż stałam w tym samym miejscu, trzymając dłoń na Dumie i Uprzedzeniu. 
Czym prędzej zdjęłam kurtkę i pobiegłam do swojego pokoju. Mokre ubrania zawiesiłam na kaloryferze, i włożyłam na siebie czarne legginsy oraz zbyt szeroką bluzę z kapturem. Na gołe stopy wsunęłam puchate skarpetki. W drodze do jadalni spięłam włosy w niechlujnego koka, a następnie szybko pobiegłam umyć ręce.
Weszłam do kuchni, uwiesiłam się mamie na ramieniu i przywitałam ją buziakiem w policzek.
- Pomóc w czymś? - zapytałam i podkradłam Isabelle plasterek pokrojonego ogórka. Uderzyła mnie w rękę, przeganiając od siebie. Puściłam jej buziaka w powietrzu i oparłam się o blat.
Moje relacje z siostrą określam jako.. dobre. Często zdarzają nam się wzajemne docinki. Od czasu do czasu sprzeczamy się o byle głupoty, ale wydaje mi się, że to normalne. Myślę, że jest to spowodowanie naszymi znacznie odmiennymi charakterami. Odkąd pamiętam, to zawsze ja byłam tą, która potrafiła ustąpić, w przeciwieństwie do Isabelle. Ona wiecznie musiała postawić na swoim. Mimo wszystko nigdy nie przeszkadzało to jakoś szczególnie w naszych relacjach. Wiedziałyśmy, że obojętnie od sytuacji możemy liczyć na pomoc tej drugiej.
- Możesz nakryć do stołu. - mama poprosiła, podając mi serwetki. Zabrałam ze sobą jeszcze sztućce i udałam się do jadalni.
Po kilku minutach wszystko było jest gotowe. Mama przyniosła swoje popisowe danie - pieczonego kurczaka w sosie curry, i osobno dla mnie makaron ze szpinakiem z serem feta. Nie przełknęłabym nawet kawałka mięsa. Jestem wegetarianką.
W trakcie posiłku opowiadamy sobie jak nam minął dzień. Isabelle mówi, że egzaminy na studiach poszły jej lepiej niż się spodziewała. Ja również dodaję, że sprawdzian semestralny z matematyki poszedł mi całkiem dobrze, co spotyka się z komentarzem ze strony Izzy, że to oczywiste, bo przecież jestem kujonką. Bronię się mówiąc, że wcale tak nie jest. Przyznam jednak, że nie mogę narzekać na swoje oceny. Nauka nigdy nie sprawiała mi większych trudności.
- Arthurze, może opowiesz nam jak ci minął dzień w pracy? - mama uciszyła nasze przekomarzania, rzucając wymowne spojrzenie. Spuściłam głowę w dół, wbijając wzrok w talerz.
- W porządku. Z tego co widziałem w papierach, znowu doszło mi kilka rozpraw. Głównie kradzieże lub pobicia. - westchnął wycierając usta serwetką.
- Ludzie są potworami. - zauważyłam bawiąc się jedzeniem.
- Takie już jest życie, młoda. - Isabelle wzruszyła ramionami i odłożyła sztućce, dziękując. Obie wstałyśmy od stołu i zebrałyśmy brudne naczynia, wsadzając je do zmywarki.
- Wychodzę dziś do klubu z dziewczynami. - ciągła dalej, podnosząc lekko głos, by rodzice mogli ją usłyszeć.
- My także dziś wychodzimy. Jesteśmy umówieniu na kolację z państwem Richardson. - tata przypomniał, kiedy wróciłyśmy z powrotem do jadalni i zajęłyśmy swoje miejsca. Wspominał o tej kolacji już od kilku dni.
- Kochanie, może zostaniesz w domu i dotrzymasz towarzystwa siostrze? - mama spytała uprzejmie, choć i tak wszyscy dobrze znaliśmy odpowiedź.
- Nie.
- Nie.
Zaprotestowałyśmy równocześnie.
- Nie chcę jej psuć wieczoru. Poza tym widzicie, że na pewno nie będę się nudzić. - kiwnęłam głową w stronę książek ułożonych na stoliku w salonie.
- Widzicie? A ja nie zamierzam jej przeszkadzać. - Isabelle uśmiechnęła się, splatając przed sobą dłonie na stole, wyraźnie zadowolona.
- Wolałbym, żebyś nie zostawała sama w domu - tata pokręcił głową na boki. Takiej też odpowiedzi mogłam się spodziewać. Był zdecydowanie zbyt wyczulony. - Nie wiadomo jak długo tam będziemy, a mimo to mamy stąd aż dwie godziny drogi. - wpatrywał się z wyraźnym niezadowoleniem w żonę.
- Pragnę wam przypomnieć, że Maya skończyła już osiemnaście lat i nie jest dzieckiem. Nie trzeba jej niańczyć. - zauważyła sfrustrowana Izzy. Przytaknęłam jej, choć nie powiedziałabym tego takim tonem jak ona. Sposób w jaki walczy o swoje, to kolejna rzecz, która nas różni.
Położyłam stopy na krześle i objęłam je rękami, przyciskając do piersi.
- W takim razie może chociaż weź Mayę ze sobą? - wtrąca mama. Tata bierze gwałtowny oddech, nie spodziewając się tych słów z jej strony.
- Amando, to nie jest dobry..
- Daj spokój, Arthurze! Przecież Izzy będzie miała na nią oko, prawda? - uciszyła go i przeniosła wzrok na Isabelle.
Popatrzyłyśmy na siebie zniesmaczone. Sama nie wiem kto miał większy grymas na twarzy - ja, czy Isabelle.
- W zasadzie.. - zaczęła niepewnie, wahając się, zostając jeszcze w lekkim szoku. - mogłabym ją zabrać.
Kiedy wróciła do mnie wzrokiem, rzuciłam jej spojrzenie w stylu 'Oszalałaś?!'
- Cieszę się, że bierzecie pod uwagę to, czego ja chcę. - mruknęłam pod nosem, lecz nie byli w stanie tego usłyszeć. Nie byłam nawet w stanie wyrazić jak bardzo żałowałam, że nie mogłam zaproponować, by Luke został u nas na dzisiejszą noc. Od rana był podekscytowany, gdyż wieczorem miała przylecieć jego starsza siostra wraz z Rosie - jej córeczką z Ameryki. Dlatego też ta opcja zdecydowanie odpadała, mimo, że z całą pewnością była skutecznym sposobem przekonania rodziców. Ja po prostu nie mogłam tego zrobić Lucasowi.
- Twoje koleżanki nie będą miały nic przeciwko? - próbowałam złapać się ostatniej deski ratunku. Mój głos stał się lekko piskliwy, gdy wypowiadałam ostatnie słowa. Wiedziałam, że tacie nie podobał się ten pomysł, ale bardziej niż nie chciał mnie tam puścił, wolał nie zostawiać mnie samej. Jak na ironię w domu na pewno jestem o wiele bezpieczniejsza niż wśród ludzi, którzy mają nie wiadomo jakie zamiary. Oni jednak mieli inne zdanie. Posiadanie ojca prokuratora ma jednak swoje minusy. Na porządku dziennym opowiadał nam o porwaniach, kiedy przestępcy chcieli okraść dom, ale ostatecznie musieli zatrzeć ślady, pozbywając się świadków.
Gdy tylko Izzy zaczęła chodzić do klubów, nie było dnia, by nie było to powodem do kłótni z rodzicami. Choć mamie nie przeszkadzało to tak bardzo, prosiła ją jedynie by zachowywała się rozsądnie, a moja siostra nawet z tego potrafiła zrobić awanturę. Uważała, że jej nie ufają, choć wcale tak nie było. Po prostu się martwili, i w pełni to rozumiałam. Tata długo się upierał, i zabraniał jej wyjść ze znajomymi po nocach, bo: 'dobrze wiedział, jak kończą się takie wypady'. Z czasem, gdy zauważyli, że i tak nie uda im się jej przekonać, odpuścili.
Teraz wyganiają mnie (można by rzec) siłą.
- Nie, na pewno nie będą miały nic przeciwko. - wszystkie nadzieje uciekły ze mnie nie pozostawiając po sobie cienia nadziei.
Mam już swoje plany na wieczór, wiecie? Nie po to siłowałam się ze stosem tych ciężkich książek, by ostatecznie leżały nietknięte w pokoju. - chcę powiedzieć, ale nie mówię.
 - W takim razie postanowione!


- Bawcie się dobrze! - krzyknęła mama, kiedy Isabelle wypchała ją ostatecznie za drzwi. Po ostrzeżeniach z jej strony, ale głównie od taty, w końcu zbierali się do drogi.
- Wy również, mamo. Powodzenia na kolacji. - zawołałam za nią uśmiechając się. Odpowiedziała mi tym samym, i zniknęła w czarnym BMW ojca. Machała nam, dopóki podjazd nie zniknał za bramą. Izzy zatrzasnęła gwałtownie drzwi, sprawiając, że wzdrygnęłam się lekko. Mruknęła coś do siebie w podekscytowaniu i minęła mnie bez słowa. Wyszłam z holu i pobiegłam za nią na górę. Dogoniłam ją dopiero przed drzwiami naszych pokoi, które znajdują się na wprost siebie. Zanim weszła do środka, zaczęłam ją zagadywać.
- Skoro rodziców już nie ma, to.. udanej imprezy. - odpowiedział mi jej pytający wzrok.
- Chyba nie zamierzasz się wymigać? moje milczenie uznała za potwierdzenie. - Zapomnij. - parsknęła, zakładając sobie ręce na piersi. Zaczęłam kiwać się lekko na piętach w przód i w tył.
- Oj, no dlaczego? Jeśli mnie zabierzesz, będę ci tylko przeszkadzać. Rodzice nawet się nie dowiedzą, że zostanę tu sama. - z całych sił starałam się ją przekonać. Widząc jej niewzruszoną minę wiedziałam, że jednak marny mam do tego talent.
- Nie ma mowy, Maya. Nie chcę nawet myśleć jaką karę by mi dali, gdyby się dowiedzieli, że cię nie zabrałam.
- Nie dowiedzą się! - jęczę, patrząc jej błagająco w oczy.
- Nie. Nie dyskutuj ze mną.
Zacisnęłam szczękę, by nie powiedzieć czegoś, czego bym później żałowała. Zostawiłam ją samą na korytarzu i weszłam do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo Isabelle otworzyła je z powrotem i stanęła w progu. Wywróciłam oczami i nawet nie odwróciłam się w jej stronę. Naprawdę nie miałam ochoty tam iść. To nie dla mnie.
- Wychodzimy za dwie godziny. Szykuj się.
A potem ponownie zostałam sama. W odbiciu lustra stojącego przy ścianie zobaczyłam swoją naburmuszoną minę.


Kiedy stanęłam obok Isabelle, czułam się trochę nie na miejscu. Ona, ubrana w małą czarną, która podkreślała jej idealną figurę i biust, którego pozazdrościć jej mogła niejedna dziewczyna. Ponadto, na stopach miała założone wysokie szpilki, tego samego koloru. Dzięki nim wydawała się teraz o wiele wyższa, niż była w rzeczywistości i jednocześnie miała nade mną sporą przewagę. Prostym, różowym włosom pozwoliła opaść na ramiona, nie siląc się na żadną szykowną fryzurę. Było to moim jedynym punktem zaczepienia, gdzie nie miałam wyrzutów sumienia, że nic nie zrobiłam z swoimi.
 Spojrzałam jeszcze raz na siebie z góry. Czarne dżinsy z wysokim stanem, które ciasno przylegały do mojego ciała i bluzka z długim rękawem w kolorze pudrowego różu, zrobiona z cieniutkiego materiału. Na moich stopach znajdowały się czarne conversy, które nijak się miały do podkreślenia moich nóg. Założyłam je dlatego, bo były to moje najwygodniejsze buty jakie miałam. Teraz zastanawiałam się, czy jednak nie było lepiej pomęczyć się i założyć coś bardziej efektownego.
Mój makijaż także nie szczycił się niczym szczególnym. Pomalowałam jedynie rzęsy, a na usta nałożyłam szminkę w lekko różowym kolorze.
Patrząc prawdzie w oczy, na swoje usprawiedliwienie miałam jedynie to, że zmusiłam się do niewiele większego dekoltu, niż nosiłam zazwyczaj. Chociaż nie żebym miała co pokazać. 
Kiedy tak czekałyśmy przed domem, aż przyjadą po nas jej koleżanki, niesamowicie cieszyłam się, że postanowiłam wziąć ze sobą skórzaną kurtkę. Noce powoli robiły się zimniejsze i ta nie nie należała do wyjątków. Ponadto wiatr coraz bardziej rozwiewał moje włosy. Isabelle była w samej sukience i na sam widok jej trzęsącego się ciała przechodziły mnie dreszcze. Kilka minut później usłyszałyśmy warkot silnika, a moim oczom ukazał się sportowy samochód. Dziewczyny zahamowały przed nami z piskiem opon i opuściły automatyczne szyby w dół. Z głośników wydobywała się dudniąca muzyka, której nigdy sama bym nie włączyła. Ale są różne gusta.
- Cześć, laski! - zapiszczała siedząca za kierownicą blondynka. Mimo, że powiedziała to w liczbie mnogiej, nie czułam by mówiła też do mnie. Uśmiechnęłam się jednak, zerkając niepewnie na Isabelle.
- Ty musisz być Maya. - przywołała mnie druga. Miała długie, kasztanowe włosy, sięgające do pasa. Na jej ustach malował się przyjazny uśmiech, kiedy wyciągnęła do mnie dłoń. - Diana. Miło mi cię poznać.
- Wzajemnie. - podeszłam do niej starając się nie pokazywać zawstydzenia i uścisnęłam lekko jej dłoń.
- No, słodziutkie! Pakujcie się do środka, bo już naprawdę późno. - blondynka zerknęła na zegarek. Zrobiłam krok w tył i złapałam za klamkę, otwierając sobie drzwi. Izzy przeszłą na drugą stronę i zrobiła to samo. W środku poczułam słodki zapach perfum, gdy sięgnęłam po pas bezpieczeństwa. Blondynka patrzyła na mnie w lusterku, ale udawałam, że tego nie zauważyłam. Nie miałam śmiałości odezwać się do niej pierwsza.
Ruszyłyśmy z piskiem opon, zostawiając za sobą kłęby dymu. Przez osiąganą prędkość, automatycznie wbiłam się głębiej w skórzaną tapicerkę. Dziewczyna za kierownicą najwidoczniej lubiła szybką jazdę. Kiedy zerknęłam na nią, uśmiechnęła się do mnie ochoczo i w końcu się przedstawiła:
- Jestem Stella.


Zaparkowałyśmy przed samym wejściem do klubu, gdzie zbierał się już tłum ludzi. Odwracając głowę w stronę końca rzędu ustawionych ludzi stwierdziłam, że spędzimy tu przynajmniej jakieś dwie godziny, aż w końcu nadejdzie nasza kolej. Muzyka była tak głośna, że będąc tu gdzie jestem, miałam wrażenie jakbym stała tuż przy głośnikach.
Stella wcale nie pojechała na parking, by odstawić samochód tak jak robili to inni. Zamiast tego zatrzymała samochód i pospiesznie zmieniła płaskie baletki na czarne obcasy. Kiedy dziewczyny zaczęły otwierać drzwi, zrobiłam to samo. Wtedy w naszą stronę podbiegł chłopak o przydługich, czarnych włosach i wyciągnął dłoń do Stelli, jak się okazało - po kluczyki. Blondynka zawiesiła je na palcu wskazującym i potrząsnęła mu nimi przed nosem.
- Jedna ryska, a ci nogi, z dupy, powyrywam, jasne? - cedziła powoli każde słowo, uśmiechając się słodko na koniec. Chłopak przytaknął i zabrał je z jej ręki. Kiedy zdałam sobie sprawę, że wpatrywałam się w nich w osłupieniu, od razu odwróciłam wzrok i skierowałam się w kierunku ludzi, którzy stali na końcu długiego rzędu. Zrobiłam jedynie kilka kroków, kiedy dotarł do mnie rozbawiony głos Issabelle.
- Maya, co ty wyprawiasz? - stanęłam w miejscu i przekręciłam głowę w jej stronę.
- No, idę do kolejki. - bardziej zabrzmiało to jak pytanie niż stwierdzenie. Kiedy dziewczyny zaczęły się śmiać, czułam się jeszcze bardziej zdezorientowana.
- My nie czekamy w kolejce. - Diana wyraźnie zaakcentowała drugie słowo, odrzucając długie włosy na plecy. Dopiero wtedy zauważyłam, że miała na sobie czerwoną, lekko rozkloszowaną sukienkę i szpilki w tym samym kolorze. Wyglądała olśniewająco.
Ohh. - udało mi się z siebie wykrztusić. Sama nie byłam pewna czy to reakcja z powodu faktu, że nie musiałyśmy marznąć na wietrze jak wszyscy, czy może dlatego, że jest niesamowicie piękna. Zresztą cała ich trójka wygląda, jakby właśnie urwała się z pokazu mody jakiegoś sławnego projektanta. Ja przy nich wyglądałam jak dziewczyna do parzenia kawy.
- Będziesz musiała się jeszcze dużo nauczyć, słońce. - Stella objęła mnie jednym ramieniem i poprowadziła w stronę wejścia. Drugą ręką poprawiła swoją obcisłą sukienkę w ciemno zielonym kolorze.
Kiedy przechodziłyśmy obok bramek, za którymi stali wszyscy, tłum wzburzonych ludzi wydał pretensjonalne okrzyki. Niektórzy nawet wypowiedzieli w naszą stronę parę obelg, co sprawiło, że czułam się jeszcze gorzej niż przed chwilą. Dziewczyny jednak zignorowały ich pełne nienawiści spojrzenia i podeszły do ochroniarzy z wysoko uniesioną głową i szerokim uśmiechem na twarzy. Stella na moment puściła moje ramię i pokazała reszcie środkowy palec, kiedy ich krzyki nie ustępowały. Zagryzłam wargę, próbując przełknąć poczucie winy, jakbym to ja pokazała im ten wulgarny gest.
Diana przywitała się skinieniem głowy z ochroniarzami, a oni uśmiechnęli się do niej szeroko i otwarli przed nami szlaban. Po ich reakcji domyśliłam się, że muszą się dobrze znać, skoro nie poprosili nas nawet o dowody. Przeszłyśmy przez próg i weszłyśmy w głąb klubu. Z każdym krokiem muzyka stawała się coraz głośniejsza i w mojej głowie pojawiła się myśl, że jeśli spędzę tu całą noc, na pewno odbije się to na moim zdrowiu.
Dudniące rytmy odbijały się od ścian. Było tak głośno, że czułam nawet jak pod wpływem basów drżała moja klatka piersiowa. Coś jakby przeniknęły przez moje ciało i znalazły sobie w nim miejsce na dłużej. A jeszcze nawet nie weszłyśmy na salę.
Isabelle zwolniła i wyrównała tempo z moim. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że zostałam nieco w tyle. Obrzuciła mnie wzrokiem, więc przestałam się rozglądać wokół siebie i skupiłam swoją uwagę na niej.
- Idę ze Stellą do szatni, wziąć ci kurtkę? - zapytała, choć i tak wiedziała co powiem.
- Tak, jasne. - ściągnęłam z siebie ubranie i podaję jej.
- Idź z Dianą do środka. Zaraz do was dołączymy. - powiedziała i zniknęła z blondynką za rogiem.
 Tak jak prosiła, podeszłam do Diany i uśmiechnęłam się lekko. Dziewczyna złapała mnie za rękę i poprowadziła przed siebie długim korytarzem. Przez swoje szpilki była ode mnie odrobinę wyższa, ale myślę, że gdyby je zdjęła byłybyśmy sobie równe. Niestety tylko pod względem wzrostu. Zdaję sobie sprawę, że wyglądem nie dorastam jej nawet do pięt.
Kiedy dotarłyśmy do końca korytarza, moim oczom ukazała się ogromna sala z mnóstwem ludzi na parkiecie. Podskakiwali w górę, wyrzucając ręce w rytm muzyki. Z zniesmaczeniem dostrzegłam, że co niektórzy ocierali się o siebie w dość.. sugestywny sposób. Diana chyba to zobaczyła, bo w jej oczach pojawiło się rozbawienie.
- Przyzwyczaisz się. - starała się mnie zapewnić. Nie, nie przyzwyczaję się, bo nie zamierzam tu nigdy wracać, dodałam w myślach. Nie wiedziałam co ci wszyscy ludzie widzieli w spędzaniu czasu w taki sposób. Precyzując dokładniej - szczególnie w opijaniu się do nieprzytomności.
W chwili kiedy o tym pomyślałam, Diana zaczęła ciągnąć mnie w kierunku baru. Wzdłuż niego ustawione były wysokie krzesła, odpowiednie do wysokości blatu, gdzie pojawiały się liczne ilości drinków dla klientów.
Brunetka usiadła z elegancją na jednym ze stołków, poklepując miejsce obok siebie. Wspięłam się obok niej niezgrabnie i położyłam stopy na metalowych rurkach pod moimi nogami. Poprawiałam się jeszcze przez chwilę, by znaleźć najwygodniejszą pozycję, ale wtedy podszedł do nas barman. Z uśmiechem zarzucił sobie ściereczkę na ramię. Przestałam się wiercić.
- Co dla was, piękne Panie?
- Martini z lodem. - Diana rzuciła mu piękny uśmiech, opierając się łokciem o blat.
- Dla ciebie to samo? - zwrócił się do mnie. W międzyczasie wyciągnął spod blatu dwie, wysokie szklanki i postawił je przed nami. Wykorzystałam chwilę i zmierzyłam go wzrokiem. Miał ciemnobrązowe, lekko zmierzwione włosy, ułożone delikatnie do góry. Nie potrafiłam określić, czy przyczyną może być nałożony żel, czy po po prostu układały się tak naturalnie. Poza tym, był całkiem przystojny.
Kiedy podniósł głowę i spojrzał na mnie, zauważyłam, że jego oczy są w kolorze jasnego brązu, kontrastując z ciemną karnacją. Niespodziewanie puścił mi oczko, a ja dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że przyłapał mnie jak mu się przyglądam. Momentalnie odwróciłam wzrok i popatrzyłam na siedzącą obok Dianę. Rzuciła mi wyczekujące spojrzenie, ale przez wstyd ogarniający moje ciało, nie od razu domyśliłam się o co chodzi. Kątem oka zerknęła w stronę przygotowywanego dla niej drinka, a zaraz potem wróciła do mnie. Wtedy zorientowałam się, że dawała mi znak.
- Ah, dla mnie tylko sok.. - Diana starała się ukryć uśmiech, zaciskając usta w wąską linię. - pomarańczowy - dodałam zmieszana i zakryłam twarz włosami, by chłopak nie mógł zauważyć moich rumieńców.
Patrząc w bok zauważyłam, że w naszą stronę zbliża się jakiś facet. Chwiejnym krokiem podszedł do Diany i oparł się łokciem o blat, jednak był tak pijany, że kiedy chciał podeprzeć głowę na ręce, momentalnie zsunęła mu się, uderzając płasko w powierzchnię. Brunetka jeszcze go nie zauważyła, bo była zwrócona w moją stronę. Mężczyzna z całych sił próbował utrzymać powieki otwarte, ale widziałam, że sprawiało mu to ogromną trudność. Otworzył usta, ale zanim słowa wypłynęły z jego ust, musiała minąć dobra chwila.
- Witaj, aniele. - powiedział bełkotliwym głosem, po czym westchnął z wysiłku. Nigdy nie pomyślałabym, że wypowiedzenie tak krótkiego zdania może dla kogoś równać się z przebiegnięciem maratonu.
Diana ściągnęła brwi i odwróciła się w stronę dobiegającego głosu. Kiedy zauważyła kto jest jego właścicielem, na jej twarzy pojawiło się lekkie rozbawienie.
- Cześć, Toby. - odezwała się. Jeśli dziewczyny miały takich znajomych, to naprawdę chciałam stamtąd wyjść szybciej, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. - Mayu, poznaj Toby'ego. - kontynuowała.
Nie musiała mnie mu przedstawiać. W końcu i tak jestem pewna, że nie będzie z tego nic pamiętał. Nie chciałam, żeby było mu przykro z mojego powodu (choć nie wiem czy ten cały Toby był w stanie poczuć teraz coś innego, niż zapach alkoholu bijący od jego ciała) i postanowiłam schować swoje zniesmaczenie do kieszeni. Naprawdę starałam się uśmiechnąć i powiedzieć, że miło mi go poznać, ale choćbym włożyła w to całe swoje chęci, nie przeszłoby mi to przez gardło.
Blondyn przysunął się w moją stronę, o mało nie tracąc równowagi. Złapał moją rękę, a ja w połowie drogi prawie mu ją wyrwałam. Nie zrobiłam tego jednak, stwierdzając, że nie mogę być tak niegrzeczna. Na mojej twarzy pojawił się widoczny grymas, kiedy pocałował wierzch mojej dłoni. Właściwie to ciężko to nazwać pocałunkiem. On ją po prostu oślinił.
- Wybacz, że sobie na to pozwoliłem, ale jesteś taka słodziutka.
Słysząc to, zdusiłam w sobie nieprzyjemny odruch wymiotny. Wyrwałam rękę z jego uścisku i położyłam sobie na kolanach. Ponad jego ramieniem dostrzegłam przepraszające spojrzenie Diany. Odwróciłam głowę w bok, wpatrując się w jakąś parę pod ścianą. Kiedy zdałam sobie sprawę, że chłopak wsuwa ręce pod sukienkę dziewczyny, od razu odwróciłam wzrok.
Gdyby rodzice zobaczyli namiastkę tego wszystkiego, nie pozwoliliby mi tu przyjść.
- Albo mi się wydaje, albo tamta rudowłosa dziewczyna cały czas na ciebie zerka, Toby. - Diana kiwnęła głową w stronę parkietu. Blondyn podążył za nią wzrokiem, zatrzymując go gdzieś pośród tłumu.
- Chyba masz rację. Niezła jest. - drugie zdanie dodał już bardziej do siebie. Bez słowa pożegnania odepchnął się od blatu i poszedł w tamtym kierunku. Nie, żebym chciała go uściskać.
Toby był albo tak naiwny, albo przez alkohol nie potrafił odróżnić prawdy od kłamstwa. Patrząc jak się zataczał stwierdziłam, że jedno i drugie.
W oddali kilkunastu kroków dostrzegłam, że Isabelle wraz ze Stellą rozglądają się za nami. Podniosłam rękę by im pomachać, kiedy zaczęły patrzyć w tym kierunku. Zauważywszy to, zaczęły przeciskać się przez tłum. Kilka razy musiały odepchnąć obcych łokciami, zanim w końcu do nas dotarły. Dyskretnie dostrzegłam, że obsługiwał je już inny barman, gdy zamawiały sobie po drinku. Szczerze mówiąc pierwszy raz słyszałam takie nazwy, ale moja siostra najwidoczniej piła tu często, bo nawet nie musiała zerkać w kartę napojów.
Klub był wypełniony po brzegi. Zastanawiałam się, czy zawsze jest tu tyle osób, czy akurat trafiłam na wyjątkowo tłoczną imprezę. Z powodu braku większej ilości wolnych krzeseł, dziewczyny musiały stać obok nas. Podrygiwały w rytm muzyki i kołysały się na boki. Razem z Dianą dostałyśmy swoje napoje, dlatego też upiłam mały łyk soku przez słomkę. Izzy przewróciła dyskretnie oczami na moje zamówienie, jakby była pewna, że nie będzie zawierał alkoholu.
Po chwili dziewczyny dostały swoje szklanki i wyraźnie zadowolone upiły spory łyk.
- Maya zdążyła już poznać Toby'ego. - Diana oznajmiła i zaśmiała się lekko. Dziewczyny zawtórowały jej, a Stella poklepała mnie współczująco po ramieniu.
- Tutejszy Alvaro.. - jej głos był wypełniony kpiną. - a przynajmniej tak mu się wydaje.
Didżej ściszył nieco muzykę, by oznajmić tytuł kolejnej piosenki.
- Chodźmy zatańczyć, dziewczyny. - Stella pociągnęła Dianę za rękę, ściągając ją z krzesła. Blondynka zaczęła kręcić biodrami, zwracając tym samym uwagę stojących obok mężczyzn. Isabelle popatrzyła na mnie.
- Maya, idziesz?
- Nie, zostanę tutaj. Dopiję sok i może później do was dołączę. - powiedziałam podnosząc szklankę. Obie wiedziałyśmy, że wcale tego nie zrobię.
Izzy wahała się czy może zostawić mnie samą. W końcu obiecała rodzicom, że będzie mnie pilnować. Ale gdy popędziłam ją ręką w kierunku odchodzących dziewczyn, odpuściła.
- Nie będziemy odchodzić daleko. - zapewniła, na co skinęłam głową. Obróciłam się z powrotem w stronę baru i podparłam się na ręce. Nie chciałam tam być. Po prostu tam nie pasowałam.
Bawiłam się słomką myśląc, jak cudownie byłoby leżeć pod ciepłym kocem z kubkiem gorącej herbaty. Będąc tu, ta perspektywa wydawała mi się niesamowicie odległa.
- Pierwszy raz tutaj? - podniosłam głowę i dostrzegłam, że ten sam barman o cudownych tęczówkach ponownie zjawił się przede mną. Patrzył mi prosto w oczy, uśmiechając się przyjaźnie.
- Aż tak to widać? - spytałam speszona, zakładając kosmyk włosów za ucho. Kolejny słodki uśmiech.
- Nie, po prostu nigdy wcześniej cię tu nie widziałem. - patrzyłam jak zwinnie robił kolejne drinki. Potrząsnął jakąś butelką w powietrzu, a następnie otworzył ją i zaczął rozlewać do kieliszków niebieską substancję. - W innym wypadku raczej bym cię zapamiętał. - popatrzył na mnie spod wachlarzu długich rzęs. Fala gorąca rozeszła się po całym moim ciele. Nie do końca wiedziałam, jak mam się czuć z tym, że ten chłopak prawdopodobnie ze mną flirtował.
- To raczej nie moje klimaty. - bąknęłam w odpowiedzi. Odłożyłam szklankę i obróciłam się w stronę parkietu. Gdzieś po środku mignęła mi się sylwetka Isabelle, lecz tylko przez ułamek sekundy.
Mój wzrok powędrował w górę w kierunku górnych barierek. Pojedyncze osoby stały przy metalowych rurkach obserwując tańczących ludzi z góry. Głównie byli to mężczyźni, którzy najwyraźniej szukali sobie partnerki na dzisiejszy wieczór. Mój wzrok zatrzymał się na mężczyźnie o lekko kręconych włosach, zaczesanych do tyłu, który stał dokładnie po środku. Stał lekko pochylony do przodu, opierając się na łokciach o rurki. Miał na sobie czarną koszulkę z krótkim rękawem i tego samego koloru dżinsy.
W tym wszystkim nie byłoby nic dziwnego, i pewnie nawet nie zwróciłabym na niego uwagi, gdyby nie jeden, bardzo istotny fakt. Jego intensywny wzrok był skupiony na jednej osobie, odkąd go zobaczyłam. Zdawało mi się, że przez ten czas nawet nie mrugnął okiem, jakby nie chciał tej osoby spuścić z oczu. A najgorsze było to, że wpatrywał się właśnie we mnie.
Rozglądnęłam się na boki patrząc, czy aby na pewno nie ma nikogo obok mnie, jednak w tamtej chwili przy barze siedziałam tylko ja, i dwie dziewczyny w samym rogu sali.
Nie było opcji, żebym się pomyliła. Patrzył na mnie.
Nie wiem jak długo mnie obserwował, ale odkąd to zauważyłam minęła dobra chwila, a on nadal nie zmienił pozycji. Moje serce przyspieszyło kilkakrotnie. W tłumie ludzi próbowałam odszukać którąś z dziewczyn, lecz w tamtym momencie nie mogłam dostrzec żadnej z nich. Przełknęłam gulę formującą się w moim gardle i znowu zerknęłam na górę, tym razem dyskretnie. Wciąż tam stał. Jego wzrok tym razem nie był już utkwiony we mnie, a na..
- Maya.. - podskoczyłam gwałtownie, kiedy ktoś położył mi dłoń na ramieniu - ..wszystko w porządku? - uspokój się Maya, to tylko Isabelle, powtarzałam w myślach. Wzięłam kilka głębszych wdechów zanim się uspokoiłam.
- Niezupełnie. - powiedziałam szeptem, choć nikt więcej nie mógł mnie usłyszeć. Isabelle zniżyła głowę tak, by nasze oczy znajdowały się w jednej linii.
- Co się dzieje? - wpatrywała się we mnie z niepokojem, czekając aż się odezwę.
- Ten chłopak. Na górze, przy barierkach. Znasz go? - zapytałam i odwróciłam głowę w inną stronę, jakbym wcale nie powiedziała jej o tajemniczym brunecie. Jeżeli wciąż się tu gapił to wolałam by nie zauważył, że o nim rozmawiamy. Isabelle odwróciła się w tamtą stronę, a ja zagryzłam wargę. Przejechała wzrokiem po wszystkich znajdujących się tam osobach i z powrotem popatrzyła na mnie.
- Który, Mae? Jest ich tam kilku. - położyła dłonie na moich kolanach.
- Stoi dokładnie na wprost nas. Cały na czarno. -  ponownie tam spojrzała. Nie ma opcji, by nie zorientował się, że powiedziałam coś Isabelle. Wbiłam wzrok w mężczyznę obok nas, który stał dosłownie na wyciągnięcie ręki. Przenosił ciężar ciała na łokcie, którymi opierał się o blat, a twarz miał obróconą w przeciwnym kierunku. Stał nadzwyczaj blisko, mimo, że w tamtym momencie miejsca przy barze świeciły pustkami. Patrzył właśnie wzdłuż rzędu wolnych krzeseł, lecz nie przesunął się nawet o milimetr. Miałam wrażenie, jakby właśnie..
- Ale tam nikogo nie ma. - Izzy rzuciła mi zdziwione spojrzenie. Zmarszczyłam brwi i zerknęłam ponad jej ramieniem. Miała rację. Już go tam nie było. - Co z nim nie tak?
Przełknęłam ciężko ślinę. Może za bardzo panikowałam? Wcześniej nie przeszło mi przez myśl, że mógł obserwować mnie dlatego, że odstawałam od reszty. Wszystkie dziewczyny były ubrane w dość skąpe stroje w przeciwieństwie do mnie.
- Nic takiego. - bąknęłam, ocierając swoje trampki o siebie. Zdezorientowanie na twarzy mojej siostry było całkowicie zrozumiałe.
- Jesteś pewna? - mierzyła mnie badawczym wzrokiem.
- Tak, Isabelle. - wcale nie byłam. Ale ta opcja wydawała się najbardziej prawdopodobna. - Idź się bawić dalej.
- Nie. Nie zostawię cię teraz samej.
- Zaraz do was dołączę, tylko skoczę wcześniej do toalety - powiedziałam, tym razem faktycznie mając taki zamiar. Wzięłam szklankę do ręki i opróżniłam resztę swojego soku. Chłopak obok mnie dostał swoje drinki i ruszył w stronę stolików ustawionych po drugiej stronie sali. Nawet nie miałam okazji zobaczyć jego twarzy.
- Pójdę z tobą.
- Oh, daj spokój. Będę z powrotem za minut, o ile nie będzie kolejki.
Wypchnęłam ją na parkiet i odłożyłam szklankę na blat. Wstając z miejsca poczułam, jak moje nogi lekko się zachwiały - jak myślałam - przez dłuższy brak ruchu. Przechodząc obok ludzi, przez przypadek wpadłam na kogoś. Wyjąkałam ciche przeprosiny, jednak ten ktoś minął mnie, nie zwracając na to uwagi. Tutaj nikogo to nie obchodziło.
Nagle poczułam jakiś zamęt. Twarze ludzi stojących obok mnie zaczęły stawać się niewyraźne. Zmarszczyłam brwi i zrobiłam kilka kroków przed siebie. Podłoga zaczęła wirować, a muzyka zdawała się dobiegać gdzieś z oddali. Podparłam się ręką o ścianę, nie wiedząc co jest grane. Coś było nie tak. Przecież nie piłam nawet łyka alkoholu. 
Wzięłam głęboki wdech, lecz to nic nie pomogło. Musisz dostać się do łazienki. Wytrzymasz Maya, powtarzałam w duchu. Jeszcze tylko kilka kroków.  
Zdawało mi się, że gdybym ochlapała się lodowatą wodą, wszystko wróciłoby do normy. Nie wróciłoby.
Obraz migotał mi w oczach. Widziałam tylko nasilające się czarne plamy. Mrużyłam powieki i rozszerzałam je na tyle, na ile mój stan mi pozwalał, ale to nic nie dawało. Wiedziałam już, że sama sobie nie poradzę.
- Isabelle.. - chciałam krzyknąć, ale nie mogłam. Z moich ust wydobył się jedynie cichy szept, który sama ledwo usłyszałam. - Isabelle, pomóż mi.
To były moje ostatnie słowa, zanim moje ciało ostatecznie osunęło się na ziemię.
- Cholera!
Ostatnie co pamiętam, to silne ramiona oplatające moją talię i zapach męskich perfum zmieszany z miętowym oddechem na mojej skórze.


Witam Was na Arogancie!
Pierwszy rozdział już za nami, mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Pomysł pojawił się nagle i całkowicie się w nim zakochałam. Nie wiedziałam, czy zacząć czy nie, ale dzięki mojej przyjaciółce zaryzykowałam. Zobaczymy jak to się dalej potoczy.
Liczę na Wasz odzew, bo nie wiem jak przyjmie się ta historia. Jesteście ciekawi, co mam dla Was tym razem? Powiedzcie proszę co myślicie w komentarzu. ♥ :))

1 komentarz:

  1. Świetne FF! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, a jakbys miała czas zaprazam na mojego bloga http://opowiadanie-dramiona.blogspot.com/2016/08/moj-pierwszy-dzien.html?m=1

    OdpowiedzUsuń